wtorek, 6 czerwca 2017

Grobowce starsze niż piramidy. Niedaleko Wrocławia

O Henrykowie i słynnym klasztorze cystersów słyszał praktycznie każdy, choćby z tej przyczyny, że tam spisano pierwsze polskie zdanie w „Księdze henrykowskiej”. Henryków położony jest na południe od Wrocławia. Z tej miejscowości łatwo już trafić do Muszkowic. Za tą miejscowością rozciągają się piękne lasy, z których część jest objęta ochroną jako rezerwat „Muszkowicki Las Bukowy”. Oprócz wspaniałych buków spotkać można tam wiele ciekawych roślin. Szczególnie pięknie jest wiosną, gdy kwitną łany śnieżycy wiosennej i śnieżyczki przebiśnieg. Nieco później pojawia się zawilec gajowy w dwóch wersjach – białej i żółtej. Oprócz tego mnóstwo innych roślin, jak przylaszczka, śledziennica, kokorycz, ziarnopłon, kaczeńce.

Wczesno wiosenny las muszkowicki nad Potokiem Zamecznym

Tym razem jednak nie o wyjątkowo pięknej roślinności, ale o archeologii. Od kilkunastu lat Piotrowice Polskie (bo pod taką nazwą znane są te stanowiska archeologiczne) są bardzo znane, choć o kurhanach w tamtejszych lasach wiadomo było już dużo wcześniej. Większość miłośników archeologii zna je pod nazwą kurhanów muszkowickich. Jest ich sporo, bo około 40, a może i więcej. Pierwsze powstały już w neolicie, a najmłodsze w średniowieczu.
W latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku rozpoczęto tam badania. Prowadził je późniejszy wojewódzki konserwator zabytków Tadeusz Kaletyn, który skupił się na kurhanach średniowiecznych. Przebadał dwa kurhany pochodzące z IX-X wieku n.e.
Stanowisko kurhanów wczesnośredniowiecznych

Jeden z kurhanów zbudowano w kształcie koła o średnicy ok. 7 m. Ten kopiec z ziemi i gliny wznosił się na wysokość 0,6 m. Po przeprowadzeniu badań, w gruszkowatym wykopie wypełnionym piaskiem i próchnicą, znaleziono przepalone węgle drzewne i ułamki przepalonych kości ludzkich i zwierzęcych. Na zewnątrz, u podstawy kurhanu znajdowały się fragmenty ceramiki. („Informator archeologiczny: badania 6, s. 213-214, z 1972 r.)

Jeden z badanych kurhanów

Drugi przebadany kurhan, o kształcie prawie prostokątnym, był o wiele okazalszy. U podstawy miał wymiary 18x12 m, a wysokość wynosiła ok. 2,5 m. Tu także znaleziono przepalone kości ludzkie i zwierzęce oraz fragmenty ceramicznych naczyń.
Do dziś można zobaczyć i te przebadane kurhany, i sporą liczbę dobrze zachowanych pozostałych kurhanów wczesnośredniowiecznych. Jak je znaleźć? Jadąc od Henrykowa, mijamy Muszkowice i wjeżdżamy do lasu. Szukamy niebieskiego szlaku po lewej stronie drogi. Podążając nim w las, szybko dojdziemy do stanowiska kurhanów. Po drodze możemy podziwiać przepiękny las z niepowtarzalną roślinności.
Jednak prawdziwą sensacje pod koniec XX wieku wywołało odkrycie w muszkowickich lasach neolitycznych kurhanów z czasów tzw. kultury pucharów lejkowatych, znanych także pod nazwą kurhanów kujawsko-pomorskich. Nigdy wcześniej nie znaleziono w Polsce tych megalitycznych budowli tak daleko na południu.
Kurhan w trakcie badań

Miałam okazję przyglądać się badaniom, jakie kilkanaście lat temu prowadził w Muszkowicach dr Piotr Cholewa z Uniwersytetu Wrocławskiego. Badał jeden z najstarszych i największych neolitycznych kurhanów. Muszę przyznać, że kurhan zrobił na mnie ogromne wrażenie.
Kamienna obstawa

Dzięki badaniom metodą węgla C14 zabytek datowano na 3460 lat przed naszą erą. Oznacza to, że ma on 5,5 tys. lat (najstarsza znana piramida Dżesera ma „tylko” 4,7 tys. lat). Ale nie tylko wiek robi wrażenie.
Kurhan ma kształt trapezu o imponujących wymiarach. Długość to około 36 m, szerokość u czoła (część przednia) 10,5 m,  a zakończenie około 2-3 m. Wysokość grobowca zastana przez archeologów wynosiła 1,5 m, a pierwotnie wynosiła ponad 2 m (mniej więcej 2,20 – 2,30 m). Całość była obłożona kamienną obstawą, którą można zaobserwować w rozkopanym grobowcu. Wg dr Cholewy najpierw budowano właśnie tę kamienną obstawę, a potem ją wypełniano nasypem ziemnym.     
Podczas badań

W tym wielkim grobowcu pochowana była tylko jedna osoba. Ślady po kościach znaleziono 5 m od czoła. Znaleziono też dzban i puchar, które zostały włożone do grobu, jako wyposażenie zmarłego. Interesujący jest fakt, że zmarłego położono na zaoranej ziemi. Być może było też posiane tam zboże – też jako wyposażenie na tamten świat. Zwłoki prawdopodobnie były przykryte skórami. Jak na tak wielki grób, jego wyposażenie jest bardzo mizerne.
Tu, przy czole grobowca był pochowany zmarły

Takich kurhanów w okolicy jest sporo. Zachowały się tak dobrze prawdopodobnie dzięki cystersom, którzy byli właścicielami tych terenów. Jednego można być pewnym – złota, ani innych skarbów w muszkowickich kurhanach nie ma. Jak wyjaśnił mi archeolog, powstały w epoce kamienia. Już znalezienie miedzianego elementu byłoby sensacją. Czy wiadomo, kto zbudował te wielkie grobowce? Najprawdopodobniej mieszkańcy osad z okresu pucharów lejkowatych, których ślady odkryto w pobliżu.

Jak trafić do tych neolitycznych kurhanów? Proponuję skorzystać z tzw. Lidaru. Doskonale na nim widać, gdzie położone są te niezwykłe zabytki. 
Hanka Buczkowska

czwartek, 2 czerwca 2016

Miasto hetmańskie i królewskie - Żółkiew

Moim skromnym zdaniem Żółkiew powstała z zazdrości. Ta niewielka miejscowość na skraju ukraińskiej części Roztocza została założona pod koniec XVI wieku (1597 r., a prawa miejskie  - 1603 r.) przez Stanisława Żółkiewskiego, hetmana polnego koronnego. Nieco wcześniej „do użytku” oddano Zamość – miasto prywatne, które od podstaw zbudował kanclerz Jan Zamojski. Zamość zaplanowano jako „miasto idealne”, zgodnie z ideami renesansu. Żółkiewski zapewne poznał Zamość i chcąc pokazać, że nie jest gorszy od Zamojskiego, również podjął decyzję o budowie własnego, idealnego miasta. Czy rzeczywiście takie były początki Żółkwi? Mnie się wydaje, że tak, choć pewnie historycy mają na to swoje teorie.

Kolegiata św. Wawrzyńca. W głębi klasztor bazylianów.

Historyczna część Żółkwi ma kształt nieregularnego pięcioboku. Otoczona była murami obronnymi, których część można jeszcze dziś oglądać, podobnie jak Bramę Zwierzyniecką (jedyną ocalałą z czterech). Hetman osobiście doglądał budowy swojego miasta, które zaprojektował Paweł Szczęśliwy. Żółkiewski nie widział jednak skończonego miasta, w 1620 r. zginął w bitwie pod Cecorą. Budowę kończyli jego żona Regina i syn Jan. Potem właścicielami Żółkwi stali się Sobiescy. Bardzo chętnie i często przebywał tu król Jan III, który nie tylko zbudował nowoczesne obwarowania, ale też starał się je upiększać i wyposażać. Dzięki królowi w Żółkwi powstała m.in. szkoła pisania ikon i drukarnia hebrajska. Miasto rozwijało się do śmierci Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”. Późniejsi właściciele o Żółkiew nie dbali, więc wkrótce majątek zlicytowano. Po II wojnie światowej miasto znalazło się na terenie Związku Radzieckiego (zmieniono nazwę na Niestierow), a po jego rozpadzie przypadło Ukrainie. 
Zachowane kamieniczki z podcieniami

            Zwiedzanie Żółkwi rozpoczyna się zwykle od Rynku, z którego wszędzie jest blisko. Urocze są stare kamieniczki z podcieniami oraz renesansowy ratusz. Wrażenie robi zamek, ale tylko z zewnątrz. Gdy zajrzymy na podwórze, zobaczymy rozpadające się budynki.
Wejście do żółkiewskiego zamku
 Upadek tej wspaniałej budowli rozpoczął się już w XIX w., a potem swoje dołożyły obie wojny (warto poszukać w necie makiety zamku, wtedy dopiero widać, jaki był imponujący). W dobrym stanie jest praktycznie jedna część zamku. Od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku trwa remont, ale idzie on bardzo wolno. 

A tak zamek wygląda w środku...
Koniecznie trzeba odwiedzić kolegiatę św. Wawrzyńca. Wspaniała świątynia jest właśnie restaurowana przez polskich konserwatorów. Przyjrzyjcie się elewacji, a szczególnie fryzowi. Oprócz motywów dekoracyjnych są tam też rycerskie popiersia i rycerze na koniach. To miało przypominać, że Rzeczpospolita jest przedmurzem chrześcijaństwa. 
Wnętrze kolegiaty

Wnętrze to połączenie renesansu i baroku. Warto podnieść głowę do góry i popatrzeć na przepiękne stropy. Podziwiać możemy piękne rzeźby, nie tylko na nagrobkach. W krypcie znajdują się prochy rodzin Żółkiewskich i Sobieskich. 

Wspaniałe nagrobki

Te postacie wciąż budzą respekt i podziw
Teraz o tym, czego w kościele nie ma. Do 1939 r. znajdowały się tu cztery olbrzymie obrazy, przedstawiające najważniejsze bitwy stoczone przez Stanisława Żółkiewskiego i Jana III Sobieskiego (Chocim, Kłuszyn, Wiedeń, Parkany). Mimo starań strony polskiej, Ukraińcy nie chcą zwrócić tych płócien do kościoła. Dwa z malowideł zostały odnowione przez Polaków. Bitwę pod Wiedniem można oglądać w zamku w Olesku, a bitwę pod Parkanami w Złoczowie. Niestety, ekspozycja tych dzieł pozostawia sporo do życzenia.

Jedna z wielu pięknych rzeżb
W krypcie kolegiaty znajduje się grobowiec hetmana Żółkiewskiego
Przez wiele lat kolegiata była magazynem, mimo to przetrwało wiele zabytków – piękne rzeźby przeróżnych świętych, konfesjonały, wspaniałe renesansowe nagrobki. Czuć tu ducha Polski.
Niedaleko kolegiaty znajduje się klasztor bazylianów i cerkiew. Sama bryła jest ciekawa, ale cerkiew zachwytu nie wzbudza. Typowe malowidła i ozdoby. 

Żółkiewska synagoga
O wiele ciekawsza jest dawna synagoga. Niestety, dziś jest w stanie opłakanym. Mimo to widać, że kiedyś była to wyjątkowo piękna budowla z przepiękną renesansową attyką.

Obronna brama prowadząca do klasztoru w Krechowie
 Z Żółkwi blisko jest do ciekawego zespołu klasztornego bazylianów w Krechowie. To już jest Roztocze, więc położenie klasztoru jest wyjątkowo piękne. Założony został na początku XVII wieku i zbudowany jako założenie obronne. Do dziś zachowały się mury, baszty obronne i fosa. W cerkwi św. Mikołaja znajdują się dwie cudowne ikony. Na terenie klasztoru jest też cerkiew drewniana. Z klasztoru można się przejść urokliwymi wąwozami do pustelni (jaskinie) i cudownego źródełka, niestety, brak czasu nie pozwolił mi na tę wycieczkę. Z ciekawostek – klasztor odwiedził Bohdan Chmielnicki, ten od kozackiego powstania w 1648 r. i jeden z bohaterów sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem”.

Na terenie klasztoru odbudowano drewnianą cerkiew

sobota, 6 lutego 2016

Wyróżnia się wielkością i urodą. Zagrał w filmie, czyli Zamek w Podhorcach

              Podhorce to niewielka miejscowość położona w Woroniakach, czyli jednym z pasm pagórków Wyżyny Podolskiej (obecnie Ukraina). Sama miejscowość niczym się specjalnym nie wyróżnia, ale koniecznie trzeba zobaczyć imponujący wielkością i urodą zamek, choć można go też nazwać ufortyfikowanym pałacem (zamek o charakterze pałacowym – palazzo in fortezza)

Kościół św. Józefa w Podhorcach
                Zanim dotrzemy do samego zamku, powita nas nieco smutny widok kościoła św. Józefa. Ten barokowy obiekt w kształcie rotundy z elementami klasycystycznymi jest bowiem w dość złym stanie. Niedawno został przekazany grekokatolikom, więc jest nadzieja, że może zostanie odrestaurowany za jakiś czas. W środku zobaczyć można piękne, choć wymagające konserwacji, malowidła. Fundator tej świątyni Wacław Rzewuski zażyczył sobie, aby była ona kopią włoskiego kościoła z Turynu Bazylika de Superga. I rzeczywiście podhorecki kościół jest podobny do turyńskiego. 

Warto też zwrócić uwagę na kamienie, z których zbudowana jest ścieżka do świątyni. Można w nich zauważyć mnóstwo skamienielin.

Wnętrze kościelnej rotundy
                Sprzed wejścia do kościoła widać już zamek. Aleja do niego wiodąca to fragment dawnego założenia parkowego – kiedyś na pewno pięknie utrzymanego, dziś trochę zdziczałego. Wcześniej jednak mijamy kramy z różnościami dla turystów. Sporo chińszczyzny oczywiście, ale wypatrzeć można też ciekawe pamiątki. Budowla zamkowa robi wielkie wrażenie. Doskonale widać, że zamek miał być nie tylko wygodny, ale i bronić jego mieszkańców przed najeźdźcami. A czasy, w których powstawał, były mocno niespokojne – wojny ze Szwecją, Turcją, Rosją trwały latami, a i o napadach Kozaków czy Tatarów trzeba pamiętać. Przed wrogami zamku broniła fosa i obronne mury z czterema bastionami na rogach. Sam budynek pałacowy powstał w stylu późnorenesansowym.
Zamek w Podhorcach

Jeden z bastionów

                Zamek zbudował Stanisław Koniecpolski w latach 1635-1640. Pod koniec życia przekazał posiadłość królewiczowi Jakubowi Sobieskiemu. W zamku gościł też sam król Jan III Sobieski. Potem przeszedł w ręce Rzewuskich i Sanguszków (ostatni właściciele).  Po II wojnie warownia została zaadaptowana na szpital, który w 1956 r. spłonął (zniszczone zostały dach i stropy). Po odremontowaniu dalej pełnił funkcję szpitala. Teraz od wielu lat trwają prace nad przywróceniem dawnej świetności, które na pewno nie skończą się szybko. Obecnie zamek należy do Lwowskiej Galerii Sztuki.            
Brama do zamku. Jak widać, turystów, chętnych do obejrzenia zamku, nie brakuje.
Na dziedzińcu
Widać, że trwa remont (choć pracowników widać nie było)

Na dziedziniec zamkowy wchodzimy przez solidną bramę. Wstęp do zamku jest płatny (o ile pamiętam, to kosztował chyba 10 hrywien). Widać, że prowadzony jest remont, bo są jakieś rusztowania, choć pracowników nie widać. Niestety, nie można wejść na „pokoje”. Zwiedzić można kazamaty – w podziemiach urządzono salkę z duchem, który ponoć tu straszy. Duch jest, jaki jest, ale podziemia robią wrażenie. Na poziomie parteru znajduje się ciekawa wystawa, pokazująca historię Podhorców i samego pałacu. Zdjęcia zamkowych wnętrz robią wrażenie. Jeszcze tylko wchodzimy na bastiony, skąd rozciąga się piękny widok na okolicę i na bryłę zamku. Potem spacer dookoła zamku. Zachowały się jeszcze ślady dawnych ogrodów, można sobie wyobrazić, jakie były wspaniałe. Z drugiej (tylniej?) strony zamku znajdują się słynne tarasy, które stanowiły część ogrodów. Rozciąga się tam wspaniały widok na dolinę rzeki Styr, która bierze początek w Woroniakach.
Zamek od strony tarasów



Dopiero w porównaniu z sylwetkami ludzi widać, jak wielka jest to budowla

Z ciekawostek – zamek w Pohorcach „grał” w „Potopie” radziwiłłowskie Kiejdany. A na koniec prywatnie. Tuż przed wizytą w Podhorcach mój mąż przypomniał sobie, że w pałacu w tej miejscowości pracowała jego babcia. W związku z tym zapytaliśmy przewodniczkę Ukrainkę, jak daleko jest z Podhorców do rodzinnej miejscowości babci, czyli do Huty Pieniackiej (tak, tej która stała się symbolem mordów dokonywanych przez banderowców). Początkowo przewodniczka udała, że nie bardzo wie, o co chodzi, ale po naszych wyjaśnieniach stwierdziła, że Huta to gdzieś daleko, gdzieś tam na Wołyniu. Na posiadanej przez nas mapie (ukraińskiej) też nie było tej miejscowości. Dopiero po powrocie do Polski sprawdziliśmy i okazało się, że Podhorce i Huta Pieniacka leżą dosłownie 10 km od siebie. Gdyby pani przewodniczka powiedziała prawdę, to moglibyśmy odwiedzić rodzinną miejscowość, a raczej to, co z niej pozostało. 

Z tarasów rozpościera sie wspaniały widok na dolinę Styru


wtorek, 13 października 2015

Świrz - zamek Świrskich i Komorowskich

                Mniej więcej w połowie drogi między Bóbrką a Przemyślanami leży Świrz. Jak często się zdarza w pofałdowanym krajobrazie Podola, dość niespodziewanie wyłania się wzgórze oraz znajdujący się na nim świrski zamek. Wrażenie jest niesamowite. Sama miejscowość jest niewielka i jak większość kresowych miasteczek i wsi robi wrażenie sennej. Jednak jej historia sięga co najmniej I połowy XV wieku, bowiem z tego okresu pochodzą pierwsze o niej wzmianki.

Widok na świrski zamek

                Do zamku idziemy w towarzystwie kur, gęsi i kaczek. Po prawej stronie mijamy grekokatolicką cerkiew. Przed wojną był to kościół rzymskokatolicki. Po II wojnie światowej podzielił los wielu kresowych świątyń i został zamieniony na magazyn. Powtórnie zaczął pełnić funkcje sakralne w 1995, ale już jako cerkiew. Z dawnego kościoła dawni mieszkańcy Świrza uratowali obraz Matki Boskiej, który przywieźli ze sobą do Gierałtowa w powiecie bolesławieckim. Można go dziś podziwiać w gierałtowskim kościele.


Dawny kościół rzymskokatolicki, dziś cerkiew grekokatolicka



Wejście na zamek prowadzi przez długi most, kiedyś zwodzony

                W pobliżu zamku ma się odbyć ukraiński Woodstock. Teren jest już zagrodzony, bo wejście na imprezę będzie płatne. Ponieważ do rozpoczęcia koncertów jest jeszcze sporo czasu, możemy spokojnie wejść. Do samego zamku prowadzi most (kiedyś zwodzony), łączący dwa wzgórza, pomiędzy którymi znajduje się głęboki wąwóz. W ścianie tego parowu widać otwory jaskini. Z zamkowego wzgórza roztacza się piękny widok na okolicę, a u podnóża rozciąga się rozległy staw, który powstał na miejscu dawnych mokradeł.

Ukraińcy też zrobili swój Woodstock

Otwory wejściowe do jaskini (niestety nie było czasu, aby bliżej się jej przyjrzeć)
                Sam zamek, niestety, był niedostępny do zwiedzania, ponieważ tu mieściło się centrum dowodzenia imprezą woodstockową. Mimo to weszłam na dziedziniec zamkowy, aby zrobić choć kilka zdjęć.

Zamkowy dziedziniec

Historia tej obronnej budowli jest bardzo interesująca. Prawdopodobnie pierwotny zamek istniał już w XV wieku, a zbudował go ród książąt Świrskich. W XVII wieku został przebudowany, a właściwie odbudowany po zniszczeniach w czasie powstania Chmielnickiego. Ówczesny właściciel, kasztelan halicki Aleksander Center stworzył na świrskim wzgórzu obronną rezydencję.

Widok z mostu na jedną z baszt

Ta piękna budowla wytrzymała nawały tureckie, zniszczył ją dopiero pożar w 1914 r. Odbudowę, która trwała 6 lat, rozpoczęto w 1920 r. Ostatnimi polskimi właścicielami zamku byli Irena i Tadeusz Bór Komorowski (tak, ten od Powstania Warszawskiego). Powojenne losy zamku były nieco nietypowe. Został on mianowicie przekazany wytwórni filmowej. W zamku są prowadzone ponoć jakieś prace remontowe, ale raczej trudno je zauważyć.



piątek, 2 października 2015

Co wspólnego ma Przemyśl z Rzymem?

                Przemyśl – to miasto leżące w południowo-wschodniej Polsce jest przez turystów mocno niedoceniane. Jest wprawdzie bardzo ważne dla miłośników fortyfikacji, wszak było największą twierdzą na początku XX wieku, ale większość zwykłych turystów trafia tu trochę przypadkowo. Dopóki nie odwiedziłam tego uroczego miasta, też traktowałam je po macoszemu.

Widok na Przemyśl z Tatarskiego Kopca

                Tymczasem Przemyśl to jedno z najstarszych polskich miast. Ze średniowiecznych kronik dowiadujemy się, że w 981 r. (!), jako jeden z Grodów Czerwieńskich, zostało odebrane Polakom przez Włodzimierza Wielkiego. Ale historia osadnictwa na tych ziemiach jest dużo starsza, o czym świadczy Tatarski Kopiec, który tak naprawdę nie ma nic wspólnego z Tatarami. Było to natomiast kultowe miejsce dawnych kultur.
Archikatedra rzymsko-katolicka

                Na zwiedzanie Przemyśla czasu było bardzo niewiele. Dzięki wspaniałemu przewodnikowi, panu Jakubowi Kalinowskiego, zobaczyliśmy, jak piękne to miasto i jaki ogromny ma potencjał turystyczny.
                Rozpoczęliśmy od Kopca Tatarskiego, najwyższego wzniesienia w mieście. I tu wyjaśnienie, co ma wspólnego Przemyśl z Rzymem. Otóż Przemyśl, podobnie jak Rzym położony jest na siedmiu wzgórzach. Z Kopca rozciągają się fantastyczne panoramy nie tylko na miasto, ale i na okolice.

Wnętrze katolickie świątymi mimo remontu robi duże wrażenie

                Potem stary Przemyśl. Samo zwiedzanie przemyskich kościołów zająć może kilka dni. Jest ich sporo, a każdy z nich to cenny zabytek. Archikatedra rzymskokatolicka jest jedną ze starszych świątyń. Trwający remont nie pozwolił w pełni podziwiać jej piękna, ale i tak zrobi wielkie wrażenie na zwiedzających. Obok tego kościoła znajdują się też inne zabytki – pałac biskupi i szkoła katedralna. Nieopodal znajduje się archikatedra bizantyjsko-ukraińska. Piękna, majestatyczna budowla, z wnętrzem z wieloma malowidłami i bogato zdobionym ikonostasem.

Świątynia bizantyjsko-ukraińska
                Koniecznie trzeba zobaczyć przemyski Rynek. Jest niezwykły – prostokątny, pochyły plac z trzech stron otoczony pieczołowicie odnowionymi kamieniczkami. Nie ma ratusza – renesansowy budynek został zburzony jeszcze w czasach zaborów.

Przemyski zamek zbudowany przez Kazimierza Wielkiego
                Zamek przemyski to kolejny zabytek, którego nie można ominąć. Zbudowany przez Kazimierza Wielkiego na wzgórzu, góruje nad Starym Miastem. Mimo przebudowy w stylu renesansowym, zachowały się też gotyckie elementy. Na dziedzińcu można zobaczyć zarysy murów starych budowli, które odkryto w trakcie wykopalisk archeologicznych. Z wieży zamkowej można podziwiać wyjątkowe widoki. Z ciekawostek dodam, że w zamku mieści się, działający do dziś, najstarszy w Europie teatr amatorski „Fredreum”. Zamek otoczony jest przepięknym i zadbanym parkiem.


Widok z zamkowej wieży

                Kto przyjechał pociągiem, to zobaczy od razu, ale turyści samochodowi powinni odwiedzić przemyski dworzec kolejowy. Po niedawnym remoncie jest piękny z zewnątrz, ale w środku to prawdziwy pałac. Cały stary Przemyśl obfituje w piękne kamienice, choć niektóre z nich wyraźnie potrzebują remontu.
Odnowiony dworzec PKP
                Nie zdążyłam zobaczyć przemyskich fortyfikacji oraz miejsc, w których bywał Jozef Szwejk. Tak – dobry wojak Szwejk przebywał też w Przemyśli. Nie odwiedziłam cmentarza, na którym spoczywają Przemyskie Orlęta (historia podobna jak we Lwowie, tyle że niewiele o niej się mówi). Na pewno jeszcze odwiedzę to miasto, bo moja krótka wizyta to zdecydowanie za mało, jak na taką ilość historii i zabytków. A poza tym to wspaniała baza wypadowa w pobliskie góry.


Przemyskie kamienice
                

środa, 23 września 2015

Złoczowska twierdza Sobieskich

                Kolejny zamek na Ukrainie, który związany jest z rodem Sobieskich znajduje się w Złoczowie. Położony jest na wysokim wzgórzu, gdzie doskonale spełniał funkcje obronne. Dziś jest świetnym przykładem architektury obronnej.
Wejście na most nad fosą, prowadzące do zamku

Idąc do zamku doskonale widać, jak obronne było to miejsce. Jeden z zamkowych bastionów
                Pierwotny, najprawdopodobniej drewniany zamek, pojawia się w piśmiennictwie już w I połowie XVI wieku. Pod koniec tegoż wieku kupuje go Marek Sobieski. Jednak dzisiejszą formę nadał mu Jakub Sobieski, ojciec Jana III Sobieskiego. Zbudował wspaniały obiekt w systemie bastionowym maniery nowo holenderskiej. Doskonale zachowały się poszczególne elementy obronne, w tym potężne wały ziemne, które są dziś odnawiane. Zamek bardzo lubił nie tylko Jan III Sobieski, ale i jego żona Marysieńka, dla której król wybudował Pawilon Chiński. Bo złoczowska twierdza była nie tylko dziełem obronnym, ale też wygodną rezydencją.
Widok z wałów. Doskonale widać linię wałów oraz jeden z czterech bastionów
                Pod koniec XIX wieku w złoczowskim zamku urządzono więzienie. Podczas wojny polsko-ukraińskiej w latach 1918-1919 Ukraińcy uwięzili tam ponad 100 osób, które oskarżano o opór i spiskowanie przeciw państwu ukraińskiemu. Poddawano ich torturom, a potem kilkadziesiąt osób zabito, w tym 22 natychmiast. Wyroki wydała samozwańcza grupa sądowa. Wśród zabitych byli też bardzo młodzi ludzie – uczniowie i młodzi robotnicy. Po ekshumacji ofiary tego mordu, zwane Orlętami Złoczowskimi, pochowano na miejscowym cmentarzu wokół specjalnie zbudowanej rotundy, przypominającej kaplicę na Cmentarzu Orląt Lwowskich.
              Także w czasie II wojny światowej więziono tu i zamordowano wiele osób. Mordowało zarówno NKWD, jak i później Niemcy oraz nacjonaliści ukraińscy.
                Obecnie zamek jest częścią Lwowskiej Galerii Sztuki. Cały czas są prowadzone prace remontowe.

Budynek, w którym mieściły się komnaty króla, a potem więzenie

                Aby wejść do zamku, trzeba wspiąć się na całkiem wysokie wzgórze. Przez drewniany, ale obronny most przekraczamy fosę i wchodzimy do budynku bramnego. Dziedziniec zamkowy to piękny ogród. W dawnych zamkowych pomieszczeniach mieszkalnych znajduje się muzeum, w którym można oglądać zarówno wyposażenie zamkowe (nie wiem, czy to autentyczne meble z zamku, ale i tak warte są obejrzenia), piękne obrazy, a także pamiątki z czasów, gdy było tu więzienie.           



Chińśki pawilon, zbudowany przez króla Jana dla Marysieńki

Jedna z zamkowych komnat. Zapewne tu Jan III Sobieski przyjmował oficjalnych gości

Warto też zwrócić uwagę na Pawilon Chiński, zwany też Różowym. Powstawał w czasach, gdy chińszczyzna stała się bardzo modna wśród arystokracji. A ponieważ Sobieski bardzo kochał swoją Marysieńkę, więc sprawił jej taki piękny prezent. Dziś można tam zobaczyć eksponaty nie tylko z Chin.
Widok z wałów na rawelin
                Koniecznie trzeba wspiąć się na wały obronne, z których rozciągają się niesamowite widoki. Dobrze stamtąd widać też remontowany obecnie rawelin przed wejściem do zamku oraz założenie obronne warowni. Zanim jednak rozpoczniecie wspinaczkę na wały, przypatrzcie się kamieniom, które znajdują się po prawej stronie wejścia. Legenda głosi, że są tam zaszyfrowane informacje o skarbie templariuszy. Hmm, templariusze w tym stronach? Ano tak, bo mało kto wie, że ten zakon posiadał dobra na Zakarpaciu, nadane im przez węgierskich władców. Do dziś pozostały ruiny zakonnego zamku w Serednim.

Tajemniczy napis na kamieniu ponoć kryje tajemnicę skarbów templariuszy
.