czwartek, 2 czerwca 2016

Miasto hetmańskie i królewskie - Żółkiew

Moim skromnym zdaniem Żółkiew powstała z zazdrości. Ta niewielka miejscowość na skraju ukraińskiej części Roztocza została założona pod koniec XVI wieku (1597 r., a prawa miejskie  - 1603 r.) przez Stanisława Żółkiewskiego, hetmana polnego koronnego. Nieco wcześniej „do użytku” oddano Zamość – miasto prywatne, które od podstaw zbudował kanclerz Jan Zamojski. Zamość zaplanowano jako „miasto idealne”, zgodnie z ideami renesansu. Żółkiewski zapewne poznał Zamość i chcąc pokazać, że nie jest gorszy od Zamojskiego, również podjął decyzję o budowie własnego, idealnego miasta. Czy rzeczywiście takie były początki Żółkwi? Mnie się wydaje, że tak, choć pewnie historycy mają na to swoje teorie.

Kolegiata św. Wawrzyńca. W głębi klasztor bazylianów.

Historyczna część Żółkwi ma kształt nieregularnego pięcioboku. Otoczona była murami obronnymi, których część można jeszcze dziś oglądać, podobnie jak Bramę Zwierzyniecką (jedyną ocalałą z czterech). Hetman osobiście doglądał budowy swojego miasta, które zaprojektował Paweł Szczęśliwy. Żółkiewski nie widział jednak skończonego miasta, w 1620 r. zginął w bitwie pod Cecorą. Budowę kończyli jego żona Regina i syn Jan. Potem właścicielami Żółkwi stali się Sobiescy. Bardzo chętnie i często przebywał tu król Jan III, który nie tylko zbudował nowoczesne obwarowania, ale też starał się je upiększać i wyposażać. Dzięki królowi w Żółkwi powstała m.in. szkoła pisania ikon i drukarnia hebrajska. Miasto rozwijało się do śmierci Michała Kazimierza Radziwiłła „Rybeńki”. Późniejsi właściciele o Żółkiew nie dbali, więc wkrótce majątek zlicytowano. Po II wojnie światowej miasto znalazło się na terenie Związku Radzieckiego (zmieniono nazwę na Niestierow), a po jego rozpadzie przypadło Ukrainie. 
Zachowane kamieniczki z podcieniami

            Zwiedzanie Żółkwi rozpoczyna się zwykle od Rynku, z którego wszędzie jest blisko. Urocze są stare kamieniczki z podcieniami oraz renesansowy ratusz. Wrażenie robi zamek, ale tylko z zewnątrz. Gdy zajrzymy na podwórze, zobaczymy rozpadające się budynki.
Wejście do żółkiewskiego zamku
 Upadek tej wspaniałej budowli rozpoczął się już w XIX w., a potem swoje dołożyły obie wojny (warto poszukać w necie makiety zamku, wtedy dopiero widać, jaki był imponujący). W dobrym stanie jest praktycznie jedna część zamku. Od lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku trwa remont, ale idzie on bardzo wolno. 

A tak zamek wygląda w środku...
Koniecznie trzeba odwiedzić kolegiatę św. Wawrzyńca. Wspaniała świątynia jest właśnie restaurowana przez polskich konserwatorów. Przyjrzyjcie się elewacji, a szczególnie fryzowi. Oprócz motywów dekoracyjnych są tam też rycerskie popiersia i rycerze na koniach. To miało przypominać, że Rzeczpospolita jest przedmurzem chrześcijaństwa. 
Wnętrze kolegiaty

Wnętrze to połączenie renesansu i baroku. Warto podnieść głowę do góry i popatrzeć na przepiękne stropy. Podziwiać możemy piękne rzeźby, nie tylko na nagrobkach. W krypcie znajdują się prochy rodzin Żółkiewskich i Sobieskich. 

Wspaniałe nagrobki

Te postacie wciąż budzą respekt i podziw
Teraz o tym, czego w kościele nie ma. Do 1939 r. znajdowały się tu cztery olbrzymie obrazy, przedstawiające najważniejsze bitwy stoczone przez Stanisława Żółkiewskiego i Jana III Sobieskiego (Chocim, Kłuszyn, Wiedeń, Parkany). Mimo starań strony polskiej, Ukraińcy nie chcą zwrócić tych płócien do kościoła. Dwa z malowideł zostały odnowione przez Polaków. Bitwę pod Wiedniem można oglądać w zamku w Olesku, a bitwę pod Parkanami w Złoczowie. Niestety, ekspozycja tych dzieł pozostawia sporo do życzenia.

Jedna z wielu pięknych rzeżb
W krypcie kolegiaty znajduje się grobowiec hetmana Żółkiewskiego
Przez wiele lat kolegiata była magazynem, mimo to przetrwało wiele zabytków – piękne rzeźby przeróżnych świętych, konfesjonały, wspaniałe renesansowe nagrobki. Czuć tu ducha Polski.
Niedaleko kolegiaty znajduje się klasztor bazylianów i cerkiew. Sama bryła jest ciekawa, ale cerkiew zachwytu nie wzbudza. Typowe malowidła i ozdoby. 

Żółkiewska synagoga
O wiele ciekawsza jest dawna synagoga. Niestety, dziś jest w stanie opłakanym. Mimo to widać, że kiedyś była to wyjątkowo piękna budowla z przepiękną renesansową attyką.

Obronna brama prowadząca do klasztoru w Krechowie
 Z Żółkwi blisko jest do ciekawego zespołu klasztornego bazylianów w Krechowie. To już jest Roztocze, więc położenie klasztoru jest wyjątkowo piękne. Założony został na początku XVII wieku i zbudowany jako założenie obronne. Do dziś zachowały się mury, baszty obronne i fosa. W cerkwi św. Mikołaja znajdują się dwie cudowne ikony. Na terenie klasztoru jest też cerkiew drewniana. Z klasztoru można się przejść urokliwymi wąwozami do pustelni (jaskinie) i cudownego źródełka, niestety, brak czasu nie pozwolił mi na tę wycieczkę. Z ciekawostek – klasztor odwiedził Bohdan Chmielnicki, ten od kozackiego powstania w 1648 r. i jeden z bohaterów sienkiewiczowskiego „Ogniem i mieczem”.

Na terenie klasztoru odbudowano drewnianą cerkiew

sobota, 6 lutego 2016

Wyróżnia się wielkością i urodą. Zagrał w filmie, czyli Zamek w Podhorcach

              Podhorce to niewielka miejscowość położona w Woroniakach, czyli jednym z pasm pagórków Wyżyny Podolskiej (obecnie Ukraina). Sama miejscowość niczym się specjalnym nie wyróżnia, ale koniecznie trzeba zobaczyć imponujący wielkością i urodą zamek, choć można go też nazwać ufortyfikowanym pałacem (zamek o charakterze pałacowym – palazzo in fortezza)

Kościół św. Józefa w Podhorcach
                Zanim dotrzemy do samego zamku, powita nas nieco smutny widok kościoła św. Józefa. Ten barokowy obiekt w kształcie rotundy z elementami klasycystycznymi jest bowiem w dość złym stanie. Niedawno został przekazany grekokatolikom, więc jest nadzieja, że może zostanie odrestaurowany za jakiś czas. W środku zobaczyć można piękne, choć wymagające konserwacji, malowidła. Fundator tej świątyni Wacław Rzewuski zażyczył sobie, aby była ona kopią włoskiego kościoła z Turynu Bazylika de Superga. I rzeczywiście podhorecki kościół jest podobny do turyńskiego. 

Warto też zwrócić uwagę na kamienie, z których zbudowana jest ścieżka do świątyni. Można w nich zauważyć mnóstwo skamienielin.

Wnętrze kościelnej rotundy
                Sprzed wejścia do kościoła widać już zamek. Aleja do niego wiodąca to fragment dawnego założenia parkowego – kiedyś na pewno pięknie utrzymanego, dziś trochę zdziczałego. Wcześniej jednak mijamy kramy z różnościami dla turystów. Sporo chińszczyzny oczywiście, ale wypatrzeć można też ciekawe pamiątki. Budowla zamkowa robi wielkie wrażenie. Doskonale widać, że zamek miał być nie tylko wygodny, ale i bronić jego mieszkańców przed najeźdźcami. A czasy, w których powstawał, były mocno niespokojne – wojny ze Szwecją, Turcją, Rosją trwały latami, a i o napadach Kozaków czy Tatarów trzeba pamiętać. Przed wrogami zamku broniła fosa i obronne mury z czterema bastionami na rogach. Sam budynek pałacowy powstał w stylu późnorenesansowym.
Zamek w Podhorcach

Jeden z bastionów

                Zamek zbudował Stanisław Koniecpolski w latach 1635-1640. Pod koniec życia przekazał posiadłość królewiczowi Jakubowi Sobieskiemu. W zamku gościł też sam król Jan III Sobieski. Potem przeszedł w ręce Rzewuskich i Sanguszków (ostatni właściciele).  Po II wojnie warownia została zaadaptowana na szpital, który w 1956 r. spłonął (zniszczone zostały dach i stropy). Po odremontowaniu dalej pełnił funkcję szpitala. Teraz od wielu lat trwają prace nad przywróceniem dawnej świetności, które na pewno nie skończą się szybko. Obecnie zamek należy do Lwowskiej Galerii Sztuki.            
Brama do zamku. Jak widać, turystów, chętnych do obejrzenia zamku, nie brakuje.
Na dziedzińcu
Widać, że trwa remont (choć pracowników widać nie było)

Na dziedziniec zamkowy wchodzimy przez solidną bramę. Wstęp do zamku jest płatny (o ile pamiętam, to kosztował chyba 10 hrywien). Widać, że prowadzony jest remont, bo są jakieś rusztowania, choć pracowników nie widać. Niestety, nie można wejść na „pokoje”. Zwiedzić można kazamaty – w podziemiach urządzono salkę z duchem, który ponoć tu straszy. Duch jest, jaki jest, ale podziemia robią wrażenie. Na poziomie parteru znajduje się ciekawa wystawa, pokazująca historię Podhorców i samego pałacu. Zdjęcia zamkowych wnętrz robią wrażenie. Jeszcze tylko wchodzimy na bastiony, skąd rozciąga się piękny widok na okolicę i na bryłę zamku. Potem spacer dookoła zamku. Zachowały się jeszcze ślady dawnych ogrodów, można sobie wyobrazić, jakie były wspaniałe. Z drugiej (tylniej?) strony zamku znajdują się słynne tarasy, które stanowiły część ogrodów. Rozciąga się tam wspaniały widok na dolinę rzeki Styr, która bierze początek w Woroniakach.
Zamek od strony tarasów



Dopiero w porównaniu z sylwetkami ludzi widać, jak wielka jest to budowla

Z ciekawostek – zamek w Pohorcach „grał” w „Potopie” radziwiłłowskie Kiejdany. A na koniec prywatnie. Tuż przed wizytą w Podhorcach mój mąż przypomniał sobie, że w pałacu w tej miejscowości pracowała jego babcia. W związku z tym zapytaliśmy przewodniczkę Ukrainkę, jak daleko jest z Podhorców do rodzinnej miejscowości babci, czyli do Huty Pieniackiej (tak, tej która stała się symbolem mordów dokonywanych przez banderowców). Początkowo przewodniczka udała, że nie bardzo wie, o co chodzi, ale po naszych wyjaśnieniach stwierdziła, że Huta to gdzieś daleko, gdzieś tam na Wołyniu. Na posiadanej przez nas mapie (ukraińskiej) też nie było tej miejscowości. Dopiero po powrocie do Polski sprawdziliśmy i okazało się, że Podhorce i Huta Pieniacka leżą dosłownie 10 km od siebie. Gdyby pani przewodniczka powiedziała prawdę, to moglibyśmy odwiedzić rodzinną miejscowość, a raczej to, co z niej pozostało. 

Z tarasów rozpościera sie wspaniały widok na dolinę Styru